piątek, 4 maja 2012

"Spadkobiercy" Kaui Hart Hemmings


"Żyj tak, aby in­ni nie mu­sieli przez Ciebie płakać."
(A.)


Od pewnego czasu w moje ręce wpadają książki, których tematyka nie jest bliska mojemu sercu. Jednak po przeczytaniu "tej innej" stwierdzam, że nawet mi się podobała. Tak było z książką Kaui Hart Hemmings pt. "Spadkobiercy".

Matt King to spadkobierca wielkiej fortuny na Hawajach. Mężczyzna mając na uwadze skomplikowaną sytuację materialną swojej rodziny postanawia sprzedać hawajskie ziemie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Od tej decyzji zależeć będzie przyszłe życie mieszkańców wyspy. Gdyby tego było mało los sprawia, że Matt ponownie będzie musiał nauczyć się bycia ojcem. Dlaczego? Otóż , jego żona ulega wypadkowi, który jest tragiczny w skutkach. Kobieta wpada w śpiączkę, a Matt musi poradzić sobie z siedemnastoletnią Alex, która jak na nastolatkę przystało sprawia wiele problemów oraz z małą, nieokiełznaną Scottie, która bierze na wzór osoby, których nie powinna. Wydawać by się mogło, że Matt'a nie może spotkać nic nowego i...złego, ale jednak życie ponownie zaskakuje bohatera...
Jest to moja pierwsza przygoda z książkami Hemmings, ale jakże miła. Autorka stworzyła wzruszającą opowieść o samotnym ojcu, który boryka się z problemami życia codziennego. Kaui Hart wrzuciła Matt'a na głęboką wodę, a jego ratowanie trwało do ostatniej strony książki. Opowieść napisana prostym językiem i tą prostotą mnie ujęła, bo jak nie mówić o bólu, cierpieniu i radości wprost, bez lania wody? Czytając "Spadkobierców" może nie do końca odczułam panująca atmosferę na Hawajach. Można tutaj zauważyć  paradoks, ponieważ ci co  śledzą każdy mój wpis mogli spostrzec, że narzekam w książkach na nadmiar, a tutaj narzekam na niedomiar. To taki mały minus. W książce najbardziej podobały mi się dialogi małej Scotti. Tutaj autorka nie bała się używać wulgaryzmów i kolokwializmów. Każde zdanie ułożone tak by szokować, a jednocześnie zmusić do myślenia. Doskonale opisane relacje między rodzeństwem oraz przemyślenia Matt'a tworzą fundamenty sukcesu "Spadkobierców".

Z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę...każdemu. Myślę, że każdy  od czasu do czasu powinien poczytać coś emocjonującego, coś co sprawi, że się wzruszymy i nabierzemy ochoty obrony jakże kruchej egzystencji człowieka.  

Książka doczekała się ekranizacji o tym samym tytule. W roli głównej George Clooney, który dostał nominację do Oscara. Polecacie film?

6 komentarzy:

  1. jeśli tylko wpadnie mi w łapki, to z pewnością przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  2. Film nieszczególnie... Tym bardziej zdziwiła mnie nominacja od Oscara. Nie jest zły, można go obejrzeć (szczególnie po przeczytaniu książki), ale spodziewałam się po nim więcej. Dla mnie film to takie 6/10 :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde, nie moje klimaty, ale skoro polecasz to w wakacje po nią sięgnę ;)!

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam obejrzeć ten film, ale teraz widzę, że najpierw przeczytam książkę:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Książkę czytałam i miło ją wspominam:))

    OdpowiedzUsuń
  6. na filmie zasnęłam w połowie :/

    OdpowiedzUsuń