Długo musiałam czekać na przypływ inspiracji. Nie wiedziałam w sumie, co opisać. Wybór pomiędzy starą książką a nową. Decyzja zapadła: stara!
Na innych blogach z recenzjami nie znalazłam tytułu „Nianiek”, a szkoda! To przezabawna książka o…facecie do dzieci. Kto powiedział, że mężczyzna nie może być opiekunką do dziecka praktycznie 24 godziny na dobę? Zdarzały się przypadki zakładania przedszkoli przez osobników płci męskiej!!! Nie nie to nie powinien być szok, przepraszam ;-)
Koniec! Wracam do recenzji. Jest pogodny, letni dzień w Nowym Yorku. Matka trójki dzieci i żona wziętego prawnika wychodzi na ulice, które są zapełnione ekskluzywnymi samochodami i zabudowane nowoczesnymi domami, w których mieszkają bogaci ludzie. Ma wszystko, o czym może zamarzyć przeciętna mieszkanka Ameryki, a do tego jest podwójną szczęściarą, ponieważ weszła do „takiego”, życia z zewnątrz. Coraz bardziej odczuwa brak męża. Zdaje sobie sprawę z tego, że wpływa to negatywnie na dzieci, a w szczególności na dziewięcioletniego syna, który potrzebuje uwagi ze strony ojca. Jamie postanawia wynająć „niańka”, który wraz z rozwojem sytuacji okaże się nie tylko dobrym opiekunem.
Jak Jamie poradzi sobie z przepychem Upper East Side? Czy jej mąż przestanie narzekać na swoją „biedę” i w końcu zarobi na większy dom i pierwszy, prywatny samolot?
Holly Peterson w zabawny i krytyczny sposób uwypukla wady zapracowanej społeczności Nowego Yorku. Ta książka ma służyć do zadania sobie pytania: Czy czasem nie warto zwolnić tempo? Opowiadanie skierowane nie tylko do zapracowanych matek, ale także do osób lubiących się pośmiać i dla tych, którzy chcą wiedzieć, jak żyje elita w Ameryce.